Bilans dnia: 900 kcal (dużodużodużo)
Spalonych: ok. 470 kcal
Zawaliłam. Wszystkie moje najgorsze obawy się potwierdziły. Nie wiem, czy z tego wyjdę. Nie wiem nawet, czy w ogóle jeszcze da się z tego wyjść. Czuję, że jestem beznadziejna i nie mam ochoty wstawać jutro z łóżka. W ogóle nie mam ochoty się obudzić. Jeszcze nigdy nie czułam czegoś tak okropnego.
To bardzo złe dni. Kładę się spać po 1, wstaję przed 4. Uczę się, ale i tak niewiele mi się udaje. Dzisiaj prawie zwymiotowałam z nerwów. Parę razy nieomal podrywałam się z krzesła, by wybiec z klasy. Jakbym najadła się mydła, ale to nie mydło. To matma.
Jest źle, wiecie? Kurczę, jest bardzo źle. Ze wszystkim.
Nie wiem, czy jutro będę wystarczająco dzielna, by wejść na wagę. To dla mnie trudniejsze, niżbym chciała. Nawet ta jedna, cholerna czynność. Myślę, że jeśli rezultaty nie będą zadowalające, to mnie złamie. Niby nic takiego, a jednak ta dieta - nieśmiało wychodzące na wierzch kości i luźniej leżące cichy - to jedyna dobra rzecz. Taka, której się mogę chwycić i ją doskonalić, i na którą mam wpływ. Nie mogę nad nią stracić kontroli. Proszę, tylko nie nad nią...
Foster The People - Pumped Up Kicks
Nie stracisz kontroli. Dasz rade! ;* A co do wazenia. Moze odloz to na jutro? Ten jeden dzien powinien pomoc :)
OdpowiedzUsuń