sobota, 8 czerwca 2013

Broken

Cały dzień coś mnie popychało ku napisaniu posta, a teraz, kiedy zmusiłam się do zalogowania i położyłam dłonie na klawiaturze, mam w głowie pustkę.
Co powinnam napisać? Nie kłamać, nie. Mówić prawdę? Boże, kiedy ja ostatni raz mówiłam komukolwiek prawdę?
Jest źle. Gorzej. Jest gorzej niż kiedykolwiek.
Poniosłam porażkę na całej linii. Na wszystkich frontach. Nie mam siły nawet cofnąć się i zobaczyć, w którym momencie przerwałam na tym blogu historię mojego żałosnego życia. M. nie ma już od dłuższego czasu i jego odejście mnie zmiażdżyło. To nie tak, że siedziałam w domu i wypłakiwałam oczy do poduszki. Żyłam wśród ludzi i może nawet wyglądałam lepiej niż zazwyczaj. Różnica polega na tym, że M. zepsuł mnie od środka. Nie potrafię czuć. Życie sobie gdzieś tam płynie, ale właściwie jest mi to obojętne. Uczucia? Nie, nie mam ich teraz w sobie.
Był taki czas, kiedy stwardniałam i ta obojętność nawet mi się podobała. Wtedy też spotkałam T. Zobaczył mnie na siłowni, podszedł, zagadał. Spotkaliśmy się kilka razy. Różnica między nami - lat cztery i cholernie różne priorytety. Wątpię, bym musiała wyjaśniać, o co chodzi.
W każdym razie - na niczym mi nie zależało. Na szkole, na nim, na sobie. Nie wiem, dlaczego faceci zawsze biorą mnie za inną, niż jestem, ale T. też w ogóle się na mnie nie poznał. Jakoś zawsze  (przed M.) kierowała mną idea romantycznej miłości i cokolwiek bym nie robiła, zawsze miałam zahamowania w odpowiednim momencie.
Cóż. T. nie miał wobec mnie żadnych zahamowań, a mi - pierwszy raz w życiu - było to obojętne.
Ale w końcu coś się we mnie odezwało. W ostatnim momencie, jak sądzę. T. już nie ma, dobrze mi z tym. Dziewczynom tak łatwo jest przylepić łatkę.
Ale nie dlatego tutaj jestem.
Jestem tutaj, bo uświadomiłam sobie, co ja najlepszego zrobiłam.
Moja przyjaciółka ma bulimię. I zawsze jakoś trzymałyśmy się razem z tym odchudzaniem. To ona wpoiła we mnie zamiłowanie do chudości, ona pokazała, że można nie jeść. Tylko że teraz nam obu wymknęło się to z rąk. Słucham, jak opowiada mi o wymiotowaniu. Czytam rano kilkustronnicowe smsy, które wysłała mi w nocy. Chcę jej pomóc i wtedy ona przypomina mi, żebym obejrzała się do lustra. Przecież jestem taka sama. Nie wymiotuję, ale kompulsywnie się obżeram albo nie jem w ogóle. Łykam Sudafed. Jestem chora tak samo jak ona.

I tylko myślę sobie - w chwili, w której wkroczyłam do świata pro-ana, powinnam porządnie pierdolnąć się w głowę. 

Dzisiaj głodówka.
Jutro może też.
Nie zależy mi.

2425_e212

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz