Zginęłam i wróciłam. Zawsze wracam, prawda?
Wiecie, nagle przestało mnie to obchodzić. Wiem, w co się wpakowałam. Już teraz wiem napewno. Nie potrafię zjeść niczego, nie myśląc o tym, że jestem beznadziejna. Nie myśląc o kaloriach, które przyswajam, o żołądku, który rozkurczam i o tłuszczu, który odkładam. Nie potrafię. Choćbym nie wiem, jak bardzo chciała.
Dużo występuje "nie" w tym, co piszę, ale jest też coś innego - TAK, walczę. TAK, bardzo się staram.
Przeszłam 2 tygodnie SGD.
Miałam zastój wagi.
Później napad.
Obecnie, od poniedziałku, jem do ok. 550 kcal.
Nie ważę się. Nie do czasu, gdy poczuję zmianę. Obecnie mam wrażenie, że nigdy nie zdołam schudnąć tak, jakbym chciała. I nie w sposób, który bym dla siebie wybrała, bo nie mam siły na ćwiczenia. Ledwie wstaję z łóżka, w szkole jest mi słabo, w domu zasypiam ok. 20-21 i nie mogę na niczym się skupić.
I jeszcze... jest mi bardzo zimno. Jakkolwiek nie byłabym ubrana. W ogrzewanym pomieszczeniu drżę z zimna, moje ręce są lodowate, a mięśnie tężeją.
Czy to już zawsze tak będzie?
I ile jeszcze tego 'zawsze' mnie czeka?
Fly
Nie da się tak poprostu odejść... Coś każe wrócić i dążyć ku perfekcji...
OdpowiedzUsuńMi też jest strasznie zimno...
Trzymaj się. Dodaję.
chciałabym mieć tyle motywacji co Ty. Podziwiam Cie, i myśle że do zimna po jakimś czasie się przyzwyczaisz. Pomyśl - to znaczy że nie masz w krwi energii by się ogrzać = chudniesz.
OdpowiedzUsuń