poniedziałek, 3 grudnia 2012

Niech ktoś to ze mnie wyjmie

Wszystkim nam się podobał - przystojny, zabawny, z gitarą i seksownym, ochrypłym głosem, a przy tym absolutnie niedostępny dla żadnej z nas. Starszy o ile? - siedem czy osiem lat? Psycholog niedługo po studiach, więc jednak pracownik szkoły, a przy tym dziwnie nam bliski z zamyślonym wzrokiem i powoli zaciągający się fajką.
No więc taki właśnie on był. Nawet jeśli większość z nas nie mówiła tego głośno, na dźwięk jego imienia na twarzy każdej pojawiał się ten niejasny uśmieszek. Cóż, miałyśmy po siedemnaście lat, a on miał fajny tyłek.
Mnie także się podobał, ale przecież ja zawsze miałam skłonności do przesadnego analizowania ludzkich zachowań, więc kiedy raz i drugi zatrzymał na mnie wzrok, zignorowałam to. Ignorowałam, jak mi się przyglądał albo zagadywał. Myślałam o tym przez chwilę, a potem zapominałam. On był psychologiem i opiekunem wycieczki, a ja uczennicą. Tą właśnie, która w plecaku przemycała dwie butelki mocnego alkoholu i fajki.
I błagam, błagam, niech ta obojętność wróci. Bo kiedy tamtej nocy wychodziłam spod prysznica, w mokrych włosach i koszulce ledwie zakrywającej tyłek, siedział tam i znowu patrzył. Prosto w oczy. Nie jest dzieciakiem!, myślałam. Jest psychologiem, do cholery, przecież wie, co myślę, kiedy tak robi.
Ale wiecie... oczy miał miękkie, ciepłe i orzechowe. Takie, jak lubiłam najbardziej.
Przysięgam, spróbowałam znowu. Wróciliśmy do szkoły i jego uśmiechy na korytarzu, czy kilka wymienionych zdań przestały robić na mnie wrażenie. Wszystko wróciło do początku, którego powinniśmy się trzymać - on był tam, a ja tutaj, w szkolnej ławce. Jego oczy tylko czasami pojawiały się we snach, to wszystko.
Więc co się dzisiaj stało, G.? Dlaczego podszedłeś do mnie przy całej klasie i zapytałeś, co u mnie słychać? Nie widziałeś uśmieszków moich koleżanek i spojrzeń kolegów? Dlaczego zaczęliśmy rozmawiać w ten sposób? Dlaczego jesteś taki do mnie podobny?

Proszę. Nie daj mi się w sobie zakochać.
To mnie złamie, kiedy wreszcie uświadomimy sobie, że nigdy nam nie wyjdzie. Złamie mnie jak suchą gałązkę.
Proszę, G. Nie daj mi... czuć.


Pisanie w taki sposób ułatwiło mi opowiedzenie Wam tej historii.
Dzisiaj 350 kcal.
Jedno gówno ciągnie za sobą kolejne i tak będzie zawsze.


3 komentarze:

  1. Ciekawa historia... Dasz radę... Zastanów się czego chcesz.
    Bilans b. dobry.
    Trzymaj się.

    OdpowiedzUsuń
  2. Fly... Ta historia brzmi pięknie. Romantycznie.
    Znam przypadek, w którym nauczyciel poślubił swoją uczennicę z liceum. Oczywiście umawiać się zaczęli po jej graduacji. Może kiedyś i ty znajdziesz swój happy end, tego bym Ci z całych sił życzyła.
    A jak na razie trzymaj się diety. Chudnij <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękna historia. Od miłość nie uciekniesz, Fly. Złapie cię i otuli w najmniej spodziewanym momencie. Super bilans. Pozdrawiam i zapraszam do mnie, jestem nowa http://you-have-to-be-strong.blogspot.com/ .

    OdpowiedzUsuń